kontynuacja pracy z czerwca
„Ezechiel oświadczył mu, że kardynał Sienny tragicznie skończy, co sprawdziło się w roku 1517, po wyroku wydanym przez Leona X.
„Wróciwszy do Rzymu w roku 1513, Torralba zapragnął koniecznie widzieć swojego szczerego przyjaciela Tomasza de Becara, który naówczas bawił w Wenecyi. Ezechiel wiedząc o tym zamiarze, zaprowadził go do tego miasta i znowu wrócił z nim do Rzymu tak prędko, że osoby składające jego zwykłe towarzystwo nie postrzegły wcale, iż wyjeżdżał.
„W roku 1515 anioł powiedział mu, że dobrze uczyni, jeżeli wróci do Hiszpanii, bo otrzyma miejsce lekarza infantki Eleonory, królowej wdowy portugalskiej, później małżonki Franciszka I króla Francji. Nasz doktor oświadczył to księciu de Bojar i don Alfonsowi Manuelowi Merinie, arcybiskupowi Bari; prosili oni o upragnione dla niego miejsce i w następnym roku otrzymał takowe.
„Na koniec dnia 5 maja tegoż roku, Ezechiel oznajmił doktorowi, że nazajutrz miasto Rzym zdobyte będzie przez wojska cesarskie. Torralba prosił anioła o zawiezienie go do Rzymu, aby był tego świadkiem. Gdy Ezechiel przyrzekł, wyszli obaj razem zValladolidu o godzinie jedenastej wieczorem, jakby na przechadzkę, nie odeszli jeszcze daleko od miasta, gdy anioł dal Torralbie sękatą laskę mówiąc: „Zamkniej oczy, nie bój się, weź to w rękę, nie stanie ci się nic złego.” Gdy nadeszła chwila otwarcia oczu, ujrzał się tak blizko morza, że go mógł dotknąć ręką. Otaczająca go czarna noc natychmiast ustąpiła miejsca żywemu światłu, tak że Torralba sądził, iż się w niem spali; postrzegł to Ezechiel i rzekł mu: „Uspokój się głupcze.” Torralba znowu zamknął oczy i po niejakim czasie uczuł, że musieli już przybyć na ziemię. Ezechiel kazał mu otworzyć oczy i zapytał, czy wie gdzie się znajduje? Doktor spojrzawszy w około siebie, poznał, iż był w Rzymie w wieży Nona. Wtedy usłyszeli zegar zamkowy, bijący piątą godzinę w nocy (to jest północ według hiszpańskiego sposobu liczenia), zkąd wnieśli, że całą podróż odbyli w godzinę. Torralba przebiegł Rzym z Ezechielem, i widział rabunek miasta i wszystkie inne wypadki tego straszliwego dnia. W przeciągu półtory godziny wrócił znowu do Valladolidu, gdzie Ezechiel opuścił go mówiąc: „Odtąd będziesz zapewne wszystkiemu wierzył co ci powiem.”
„Torralba ogłosił wszystko co widział; a ponieważ mówiąc o nim nazywano go ciągle wielkim i prawdziwym magikiem, czarnoksiężnikiem, wróżbita i t. p., więc inkwizycyą wdała się wkrótce w tę sprawę i kazała go aresztować. Doktor wyznał z razu wszystko co się ściągało do anioła Ezechiela i zdziałanych przez niego cudów, w przekonaniu, że o co innego nie będzie kwestyi, jak początek zdawał się zapowiadać, i że nie będzie wcale mowy o jego dyspucie, ani o jego powątpiewaniach co do nieśmiertelności duszy i bóstwa Jezusa Chrystusa. Skoro sędziowie dostatecznie sprawę pojęli, zabrali się do głosowania; ale z powodu rozmaitości zdań, trybunał odniósł się do Rady najwyższej, która wyrzekła, aby Torralbę wzięto na tortury, o ile jego wiek i stan na to pozwalają, dla dowiedzenia się, jakie miał zamiary, gdy przyjmował i przechowywał u siebie ducha Ezechiela: czy wierzył niezachwianie, że to był jego zły duch, bo świadek jeden zapewniał, że słyszał go mówiącego; czy zawarł z nim umowę dla zjednania sobie jego przychylności; jaka była ta umowa, w jaki sposób nastąpiło pierwsze widzenie się i czy wtedy lub później używał zaklęć dla przywołania go. Po przedsięwzięciu tego środka trybunał miał głosować i wydać stanowczy wyrok.
„Aż do tego dnia Torralba zawsze mówił jedno i to samo o swoim przyjaznym duchu, i zapewniał, że należy do rzędu dobrych aniołów; lecz skoro się ujrzał w ręku katów, boleści tortury wymogły na nim oświadczenie, iż widzi, że Ezechiel jest złym duchem, bo jest przyczyną jego obecnego nieszczęścia. Zapytano go, czy przepowiedział mu, że go inkwizycja aresztować będzie; oświadczył, że uprzedzał go o tern kilkakrotnie, że przestrzegał, aby nie udawał się do Cuency, gdzie mu się wydarzy nieszczęście; lecz sądził, iż może nie zważać na radę. Zresztą oświadczył, że między nimi nie było żadnej umowy, i że rzeczy tak się miały jak zeznał.
„Inkwizytorowie przyjęli za prawdziwe wszelkie szczegóły podane przez Torralbę, i kazawszy mu złożyć nową deklaracyę, z powodu politowania zawiesili jego sprawę, w nadziei widzenia tak sławnego czarnoksiężnika nawracającym się i wyznającym wszelkie umowy i czary, których się ciągle zapierał.
„Nakoniec po przeszło trzechletnim pobycie w więzieniach świętego oficjum, skazano Torralbę, na wyparcie się ogólne i zwyczajne wszelkich herezji, na karę więzienia i san benito przez czas, jaki ‚ inkwizycja oznaczy, na przerwanie wszelkich rozmów i widzeń z duchem Ezechielem i niesłuchanie nigdy jego propozycji. Te warunki narzucone mu dla zapewnienia się o jego postępowaniu i dla ^obra jego duszy.
„Ku końcowi roku 1610 inkwizytorowie z Lo-grona obchodzili osobowe auto-da-fe, na którym figurowało dwudziestu dziewięciu czarowników. W sprawach ich są tak szczególne zeznania, że mimo wszystkiego cośmy o tej sekcie powiedzieli, musimy je tu przytoczyć.
Ci dwudziestu dziewięciu czarowników pochodzili wszyscy z miasteczek de Vera i Zuggarramurdi w dolinie Bastan w Nawarze. Zgromadzenia swoje odbyr wali w miejscu zwanem Koźla łąka (Pre du bouc). Tam według ich zeznań pojawił się im diabeł w postaci kozła. Oto treść ich zeznań: -, „W poniedziałki, środy i piątki każdego tygodnia zawsze odbywały się zgromadzenia, oprócz wielkich dni kościelnych, jak Wielkanoc, Zielone Świątki, Boże Narodzenie i t. p. Na każdym posiedzeniu, a mianowicie gdy następowało jakie przyjęcie, diabeł przybierał postać człowieka smutnego, zagniewanego, czarnego i brzydkiego; siadał na podwyższeniu już to złoconym, już to czarnym jak heban, miał koronę z małych rożków i inne wielkie rogi na głowie, a trzeci podobny na środku czoła i tym oświecał miejsce zgromadzenia. Światło jego było mocniejsze od księżycowego, a słabsze od słonecznego. Oczy miał wielkie, okrągłe i dobrze otwarte, błyszczące, przerażające; brodę podobną do koziej; w połowie był człowiekiem, w połowie kozłem. Nogi i ręce miał ludzkie, długie i równe palce zakończone ogromnymi paznokciami, na końcach ostrymi. Końce rąk miał zakrzywione na sposób szponów drapieżnych ptaków, a końce nóg naśladowały gęsią łapę. Głos jak osła, chrapliwy, nie-harmonijny i donośny. Słowa wymawiał niewyraźnie, grubo, gniewnie i nieregularnie, w sposób poważny, srogi i arogancki. Fizjonomia wyrażała zły humor i melancholię.
„Przy otwarciu posiedzenia, wszyscy padali na twarz dla uczczenia diabła, nazywając go swoim panem i bogiem i powtarzając apostazję, którą wypowiadali przy przyjęciu do sekty; każdy całował go w nogę, rękę, w lewy bok, w tył i t. p. Sessya zaczynała się o godzinie dziewiątej wieczorem, kończyła zwykle o północy, a nie mogła trwać dłużej jak do zapiania koguta.
„Po tej ceremonii następowała druga, będąca szatańskićm naśladowaniem mszy, gdzie podrzędne diabły stawią ołtarz, i posługują swojemu panu, jak klerycy chrześcijańskiemu księdzu. Diabeł przerywa ceremonię i przemawia do obecnych, aby nigdy nie wracali się do chrystyanizmu, i przyobiecuje im raj doskonalszy od raju chrześcijańskiego.
„Po skończonym obrzędzie, diabeł łączy się cieleśnie ze wszystkimi mężczyznami i kobietami, i rozkazuje im potem .naśladować siebie, co się kończy pomieszaniem obu pici bez uwagi na małżeństwo i na pokrewieństwo. Prozelici diabla ubiegają się o zaszczyt powołania ich najpierwej do odbywanych czynności, a królowi czarowników służy przywilej uwiadamiania o tym wybranych mężczyzn równie jak królowej wzywania ulubionych jej kobiet.
„Po ceremonii diabeł rozsyła wszystkich rozkazując, aby każdy wyrządzał chrześcijanom co tylko może złego, jak również wszystkim płodom ziemskim, przemieniwszy się na ten cel w psa, kota, wilka, lisa, drapieżnego ptaka, lub w inne zwierzę, stosownie do potrzeby, a także przez użycie zatrutych proszków i napojów, przegotowanych z wodą wydobytą z ropuchy, którą każdy czarownik nosi przy sobie i sam zostaje diabłem, pod tą przemianą posłusznym swojemu zwierzchnikowi od chwili przyjęcia go do sekty.
„Przyjęcie to, czyli afiliacja, odbywało się na zgromadzeniu: kandydat wyrzekał się wiary w Boga i przyrzekał diabłu posłuszeństwo i wierność aż do śmierci. Szatan robi wtedy znak pazurem na lewej ręce wstępującego i robi mu bardzo mały wycisk ropuchy na powiece lewego oka, nie sprawując mu najmniejszej boleści. Ta figura ropuchy służy wszystkim czarownikom za godło do poznania się. Potem dawano nowemu czarownikowi małą ropuchę zawiniętą, posiadającą moc czynienia niewidzialnym swojego nowego pana i przenoszenia go w krótkim czasie i bez truciu w najodleglejsze miejsca, oraz przemieniania w rozmaitego rodzaju zwierzęta.
„Przed udaniem się na posiedzenie, czarownicy pocierali ciało płynem wymiotanym przez ropuchę, a otrzymanym uderzając ją rózeczkami, dopóki mieszkający w niej szatan nie powie: „Już dosyć.” Za potarciem się dopiero tym płynem, czarownik może ulecieć i podróżować równie prędko jak światło, ale to mogło się odbywać tylko w nocy, bo skoro tylko kogut zapowiedział jutrzenkę, ropucha znika, a czarownik wraca do naturalnego stanu, „Diabeł udzielał także profesom zdolności tworzenia śmiertelnych trucizn, używając do tego płazów, owadów, mózgu zmarłych ludzi i soków rozmaitych roślin. Czarownicy używali tych trucizn rozmaitymi sposobami, i mogli niemi zabijać nawet z dalekiej odległości.
„Ze wszystkich zabobonów, najlepiej podobających się szatanowi, nie pochlebiał mu tak żaden, jak wykradanie z grobów ciał zmarłych chrześcijan i pożywanie przez jego wyznawców drobnych kostek i mózgu ludzkiego, z wodą wyrzuconą przez ropuchę.
„Dążność do złego tak jest wrodzona szatanowi, że jeżeli czarownik długi czas nie szkodzi nikomu, czy to ludziom, czy zwierzętom, czy też płodom ziemskim, każe go chłostać na pełnym zgromadzeniu.”
Wszystkie te szczegóły, tudzież wiele innych podobnych, podało inkwizytorom dziewiętnastu żałujących czarowników, którzy zeznając wszystko uniknęli ognia. Święte oficjum poprzestało na nakazaniu im przywdziania san benilo podczas auto-da-fe, które się odbywało po ich osądzeniu. Co do innych dziesięciu czarowników, skazanych na relaksację, jako dogmatyzujących lub prezydujących w zgromadzeniach, otrzymano od nich przez zręczność inkwizytorów lub przez torturę zeznania brzmiące następnie:
„Marya de Zuzaja zeznała, że wyrządziła wiele złego osobom, które wymieniła, zadając im za pomocą uroku dolegliwe boleści i wprowadzając w długie choroby; że zadała śmierć jednemu człowiekowi przez zatrute jajko, co mu sprawiło okropne kolki; że ją co noc odwiedzał diabeł, zastępujący jej męża przez lat kilka, i na koniec że się często naśmiewała z księdza, który lubił polować na zające, bo przybierała postać tego „zwierzęcia i utrudzała myśliwca, każąc mu robić długie kursy.” Święte oficjum przyjęło wszystkie te fakty za prawdziwe i skazało Maryę de Zuzaja na relaksację, chociaż -zdawało się, że żałuje za grzechy. Uduszono ją i po śmierci spalono.
„Michał Goiburn, król czarowników z Zuggarramurdi wyznał wszystko co się działo na posiedzeniach sekt; co zaś do rzeczy wyłącznie go dotyczących, oświadczył, że bardzo często wpadał w grzech najpoufalszych stosunków z diabłem, już to biernie z nim, już czynnie z innymi czarownikami, że kilkakrotnie sprofanował kościoły, porywając umarłych z grobu, dla ofiarowania diabłu kości i mózgu ludzkiego. Przyznał się, że w połączeniu z diabłem kilkakrotnie rzucał urok na pola i na ludzi, i że z tytułu króla czarnoksiężników, nosił naczynie pełne jadu ropuchy, którego diabeł używał do swoich operacji. Goiburn wyznał także, iż przyczynił się do śmierci wielu dzieci, których rodzinne nazwiska wymienił, a nawet swojego własnego siostrzeńca, wysysając im krew; a wszystko to dla przypodobania się diabłu, który bardzo lubił widzieć czarowników dopuszczających się takich zbrodni.
„Jan Goiburn, brat króla i mąż królowej czarownic, wyznał to samo co inni czarownicy. Co do ogólnych okoliczności, oświadczył, że przygrywał na tamburynie czarownikom i czarownicom podczas ich tańca. On także popełnił kilka zbrodni w ciągu swoich napowietrznych nocnych podróży, nie oszczędzał nawet swojego własnego syna, którego kości posłużyły mu do wyprawienia uczty kilku czarownikom. Wyznał, że gdy raz grał jeszcze po zapianiu koguta, ropucha jego natychmiast znikła, i że musiał odbyć piechotą kilka mil drogi wracając do domu.
„Żona Jana Goiburna była królową czarownic-zeznała: że z zazdrości ku innej kobiecie, dla tego, że się w niej diabeł kochał, otruła ją przygotowaną trucizną, że również była przyczyną śmierci kilkorga dzieci, których matki nienawidziła, i że często przyrządzała uczty z kości i mózgów odkopanych zmarłych.
„Córka jej oświadczyła, że często widywała diabła, że szatan używał jej jak chciał i że podczas stosunku ze swoim panem, doznawała wielkich boleści. Wyznała, że przyprawiła o śmierć kilkoro małych dziatek przez wyssanie .z nich krwi, a dziesięć innych osób przez truciznę i podane im napoje.
„Siostra jej przyznała się do podobnych zbrodni.
„Krewny króla czarowników również opowiadał o wszystkim co się działo na ich nocnych zgromadzeniach i oświadczył, że grywał na necie, gdy diabeł nadużywał mężczyzn i kobiet, bo mu ta rozrywka wielką sprawiała przyjemność.
„Inna czarownica opowiadała, jakim sposobem zgubiła wiele osób, nacierając je śmiertelną maścią, którą diabeł nauczył ją przyrządzać; także zatruła swoją wnuczkę.
„Siostrą tej kobiety zapewniała, iż szatan kazał ją ochłostać, bo nie stawiła się na zgromadzenie.
„Tajemny kat zgromadzeń na Koźlej łące wyznał, że gdy go przyjmowano na nowicjusza, diabeł wycisnął mu swój znak na brzuchu i że punkt ten stał się nieprzenikniony. Inkwizytorowie kazali tam wtykać mocne szpilki, lecz chociaż łatwo wchodziły w inne części ciała, niepodobna było je wetknąć w punkt niezraniony.
„Kilka innych czarownic oświadczyło, że w wielu okolicznościach, gdy osoby zdziwione widokiem tego co się działo na ich zgromadzeniach, wymówiły imię Jezus, wszyscy natychmiast znikali, a na łące było tak pusto, jakby tam nigdy żadne się zgromadzenie nie odbywało.
Nakoniec inna czarownica powiedziała inkwizytorom, że dla ukarania dzieci za rozgłaszanie tajemnicy tego co się dzieje na Koźlej łące, ona i inne jej towarzyszki obowiązane były chłostać te dzieci, a każdej nocy zgromadzenia brały je z łóżek i unosiły z sobą w powietrze, do miejsca przeznaczonego na wymierzenie im kary. Dzieci te powołane przez inkwizytorów, poświadczyły opowiadanie czarownic.”
Taki jest rozbiór okoliczności stwierdzonych procedurą świętego oficjum w Logronie. Auto-da-fe odbyło się, i pomimo ropuch, proszków i maści, czarodzieja i czarownice ponieśli naznaczoną im karę.
Te monstrualne sprawy dziwią najbardziej przekonaniem inkwizytorów, którzy zamiast starać się
- uchylenie zabobonnej zasłony, jaką się okrywali mniemani czarownicy, tudzież o dochodzenie przyczyny, woleli wierzyć w ich władze i czary, i tym sposobem niejako pewność nadawali prostym iluzjom, będącym niewątpliwie skutkiem narkotycznych i usypiających napojów. Wielu autorów z owej epoki napisało całe tomy przeciw czarnoksięstwu, ale żaden nie śmiał o nim wątpić.
W innej epoce daleko bardziej zbliżonej do filozoficznego wieku, to jest w końcu XVII stulecia, inkwizycją hiszpańska zajmowała się niemniej nadzwyczajną sprawą. Była to sprawa Troilona Diaza, biskupa z Awilli, spowiednika Karola II.
Zwykła słabowitość zdrowia tego monarchy, zrodziła podejrzenie, że nie może używać małżeństwa wskutek śledzenia. Kardynał Portocarrero, generalny inkwizytor Rocaberti i spowiednik Diaz, wierzyli w czary; przekonawszy więc króla, że był urzeczony, prosili, aby pozwolił na egzorcyzmowanie go. Karol zezwolił i poddał się egzorcyzmom swojego spowiednika. Inni księża zabrali się także do egzorcyzmowania. Pewien dominikan w tymże czasie użył podobnego środka do uwolnienia od diabła jakiejś zakonnicy, która twierdziła, że ją napastuje. Spowiednik króla zgodnie z generalnym inkwizytorem, polecił temu dominikanowi, aby rozkazał diabłu opętanej zakonnicy oświadczyć, czy prawda, że Ka- • roi II jest upośledzony, i w takim razie, jaka jest natura tego czaru i czćm zniszczyć jego skutki?
Dominikan wykonał rozkaz generalnego inkwizytora, i mówią, że przez organ diabła opętanej, wykrył: „że rzeczywiście rzucony był urok na króla przez wskazaną osobę.” Spowiednik zaczął wtedy robić zaklęcia, aby zniszczyć mniemany urok, i zapewne byłby długo egzorcyzmował, gdyby tymczasem Rocaberti nie był umarł właśnie, gdy robiono te doświadczenia z królem.
Mendoza, który nastąpił po Rocabertim, kazał wziąć spowiednika królewskiego pod sąd, jako podejrzanego o herezję przez zabobonność i winnego wyznawania nauki przez kościół zabronionej, udzielając zaufania diabłom i wzywając do wykrycia tajemnic; ale w owej epoce teologowie takiego byli zdania, że oświadczali, iż postępowanie spowiednika Diaza nie przedstawia żadnego czynu występnego, i nie podlega żadnemu teologicznemu zarzutowi. Rada Najwyższa postanowiła wypuścić Diaza na wolność, z uwagi, że nie uczynił nic przeciwnego katolickiej religii. Ileż to uwag nastręcza postępek królewskiego spowiednika, tudzież postępowanie kwalifikatorów i inkwizytorów! Kończymy rozbiór tego rodzaju procesów, bo sądzimy, że każdy z nich daje jasne pojęcie o zabobonnej ciemnocie hiszpańskich inkwizytorów i o wszystkich przeszkodach, jakie nieustannie stawiali postępowi cywilizacji. Chcąc pogrążyć na nowo ten piękny kraj w ciemnocie i barbarzyństwie, i popsuć na nowo obyczaje tego bohaterskiego ludu, najpewniejszym środkiem do osiągnięcia tego będzie przywrócenie na Półwyspie świętego oficjum i jego familiarów.